„Gemeinsam” znaczy „razem”

DSC02094_DxOPewnego letniego popołudnia z pociągu na stacji PKP w Łaskarzewie wysypała się całkiem spora gromadka zmęczonych postaci w czarnych koszulkach z wesołymi nadrukami. Młodzi podróżnicy uginali się pod ciężkimi plecakami, a na pierwszym peronie czekali na nich wytęsknieni rodzice oraz rodzeństwo. Pan konduktor pobłażliwie spoglądał na ten dziwny wyładunek – dla niego już mniej tajemniczy, bo przecież sprawdził bilety i trochę złośliwie drwił z bagaży zagradzających przejście w przedziałach.

Na owych czarnych koszulkach widniała kula ziemska opasana sznurem związanym u dołu węzłem płaskim. Wokół Ziemi podążały różne środki lokomocji od samolotu, przez pociąg po żaglówkę. Na tle globu znajdowało się hasło: „Gemeinsam rund um die Welt * Razem dookoła świata”. Pod rysunkiem zaś – liczba 2014, a pod nią kolejne dwie linijki napisu – „DPSG Ahlen & Enniger” i „ZHP Hufiec Garwolin”.

Właściwie te nadruki wtajemniczonym powiedziałyby wszystko – oto harcerze należący do garwolińskiego hufca Związku Harcerstwa Polskiego wracają z obozu w Niemczech, gdzie gościli u skautów z Deutsche Pfadfinderschaft Sankt Georg, dokładniej: ze szczepów stacjonujących w Ahlen i Enniger. Ktoś bardziej wnikliwy sprawdziłby, że obie te miejscowości znajdują się w Nadrenii Północnej –Westfalii, czyli aż 1000 km od Łaskarzewa. Można by też z koszulek wyczytać, że obóz miał swoją tematykę – podróż dookoła świata. Węzeł płaski zaś symbolizuje przyjaźń i braterstwo, oznacza to więc, że środowiska te należą do wspólnoty jaką jest skauting, a w tym momencie zaczęły bądź kontynuują RAZEM wspólny projekt.

I tak właściwie, w przedsięwzięciu tym brali udział harcerze z łaskarzewskich drużyn: 100 WDH Arbaro (Zespół Szkół nr 2), 122 DH Kormorany (Zespół Szkół nr 1) oraz 21 DHiZ Fantazja (Szkoła Podstawowa w Krzywdzie) oraz z 3 DH w Parysowie. Spędzili prawie dwa tygodnie na obozie skautowym w Ahlen. Komendantką polskiego podobozu była przewodniczka Sylwia Larkiewicz, jej zastępczyni to przewodniczka Alicja Sapryk, natomiast trzeci opiekun i jednocześnie oboźna to druhna Klaudia Leszczyna.

Jak to się stało, że doszło do tego spotkania?
Cała historia zaczęła się na początku 2012 roku na seminarium skautowym Start-Up w Poznaniu, zorganizowanym pod patronatem Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży. Spotkanie miało pomóc nie tylko w prawidłowym napisaniu wniosku o dofinansowanie spotkania harcerzy, ale także w znalezieniu partnerskiej drużyny czy szczepu.

I już latem tego samego roku gościliśmy na Stanicy Polewicz troje liderów z Niemiec, którzy przyjechali zobaczyć, jak pracujemy, jakie mamy warunki, jacy jesteśmy. Całą zimę zajęło planowanie programu obozu, pisanie wniosku, planowanie wspólnych dwóch tygodni na Polewiczu – tym trudniejsze, że odbywało się drogą listowną – obliczyliśmy, że napisaliśmy razem ponad sto maili! Projekt został przyjęty, PNWM przyznał nam dotację i latem 2013 roku bawiliśmy się świetnie na naszym terenie. Niemieckim Pfadfinder i naszym harcerzom bardzo się podobało, skauci obojga narodów (plus jeden Amerykanin i jeden Holender) zaprzyjaźnili się, nie chcieli wręcz wracać do domów. Pożegnanie łączyło się ze słowami głównego lidera niemieckiego podobozu: „Baliśmy się was i nie spodziewaliśmy się, że będzie tak fajnie, dziękujemy! Zapraszamy w przyszłym roku do nas!”

To pojechaliśmy!

W połowie lutego wspólnie napisaliśmy kolejny wniosek, tym razem w Niemczech, bo przedstawiciele strony polskiej pojechali do Ahlen na zwiad.
I tak oto, w drugiej połowie lipca grupa dwudziestu jeden harcerzy ruszyła pociągiem w świat. Lekka trema, ciekawość świata, chęć przeżycia przygody – to jest to, co nas pognało tysiąc kilometrów na zachód.

I co zobaczyliśmy?
Zwiedziliśmy ZOO w Dortmundzie, wielką gotycką katedrę w Kolonii, Muzeum Czekolady Lindt (ach, te próbki czekolady!). Bawiliśmy się w Maxi-Parku w Hamm, uczyliśmy się wspinać i ubezpieczać w imponującej hali wspinaczkowej znajdującej się w olbrzymim budynku starej kopalni węgla. Zaliczyliśmy kilka wizyt na ahleńskim basenie otwartym (co drugi dzień), codziennie niemal jeździliśmy na wypożyczonych dla nas rowerach – w tym odbyliśmy dwie wycieczki do miejscowości odległych o kilkanaście kilometrów (Enniger i Hamm).

Były też inne atrakcje, na przykład „Spielmobil” – auto wypełnione przeróżnymi grami, pojazdami, akcesoriami do zabaw ruchowych – albo „wutzball” – gra podobna do amerykańskiego footballu. Przygotowano też prawdziwą dyskotekę tylko dla uczestników obozu – tańce na polu namiotowym trwały do pierwszej w nocy.

Oczywiście, wszystkie dni miały jakieś swoje motto, związane z jakimś krajem czy kontynentem. Byliśmy więc nie tylko w Niemczech, ale „zwiedziliśmy” cały świat. Dzięki tematycznym zabawom, skautowym grom, podchodom – udało się poruszyć naszą wyobraźnię i odkryć nowe lądy.

W niedzielę zaś wszyscy wzięliśmy udział we Mszy Św. w kościele rzymsko-katolickim w Ahlen. Ksiądz bardzo ciepło powitał naszą grupę, a podczas kazania podszedł z mikrofonem do druhny Sylwii Larkiewicz i zadał kilka pytań: skąd dokładnie przyjechali polscy harcerze, jak się zaczęła współpraca z tamtejszymi szczepami, no i wreszcie – jak jest po polsku „serdecznie witamy”. Przy okazji przyjrzeliśmy się chrztowi małej Fenji, której mama jest również związana ze środowiskiem skautowym.

Któregoś dnia zawitał na obóz dziennikarz z lokalnej gazety „Die Glocke” („Dzwon”) – swój artykuł rozpoczął następująco: „Polana w parku Langst pod Górą Saneczkową (Rodelberg) od tygodnia jest zajęta przez dwie czarne jurty i sześć białych mniejszych namiotów (…) Razem czterdziestu skautów Polski i z Ahlen spędza tam swoje wakacje.” Zakończył natomiast opisem wspólnych wieczorów z gitarą przy ognisku, gdzie śpiewaliśmy na przemian polskie, niemieckie i angielskie piosenki.

A jak wyglądał zwykły dzień na obozie?
Harcerze mieli wspólne dyżury w kuchni, w toaletach czy przy sprzątaniu domu, zwanego Pumpenhausem. Wszystkie gry, zabawy przygotowywane były wspólnie, w przemieszanych polsko-niemieckich składach. Wspólnie spożywaliśmy posiłki. Początkowo nam, Polakom, trudno było się przyzwyczaić, że w porze obiadowej dostawaliśmy lunch, czyli właściwie drugie śniadanie, natomiast porządny ciepły obiad był dopiero wieczorem. Dłużej też się spało, częstokroć program zaczynał się dopiero o godzinie 11-ej.

Niemieckim skautom bardzo spodobał się dzień polski – zaprawa (czyli poranna gimnastyka), apel z musztrą oraz kontrolą czystości w namiotach. Piloty, czyli wyrzucanie zabałaganionych posłań z namiotu zrobiły wręcz furorę. Na pewno stereotypowo każdy pomyślał, że to polskie dzieci zasłużyły na piloty. Otóż nie! Niemieccy liderzy zadziwieni byli wręcz porządkiem naszych harcerzy. I obiecali, że na pewno będą się BAWIĆ w polskie apele!

Ostatniego wieczoru wszyscy uczestnicy zostali obdarowani przez gospodarzy masą prezentów: basen, kredki, farby, plecaczki i inne gadżety. Nastąpiło pożegnanie, popłynęło trochę łez, było sporo uścisków. „Żółwik, beczka i piąteczka” – no, cóż, nauczyli się Niemcy trochę polskiego…

Ostatnią noc tak jak i pierwszą spędziliśmy w pociągu – znów kuszetki w ekspresie „Jan Kiepura”. Potem odpoczynek w Warszawie Wschodniej i przesiadka do osobowego Kolei Mazowieckich.

Rzecz ciekawa – na stacji w Łaskarzewie zaraz po przywitaniu z rodzicami, nastąpiło też pożegnanie równie rzewne, jak to poprzedniego dnia z niemieckimi skautami, uściski i obietnice: „Za rok też gdzieś razem jedziemy!”

Opracowanie: Komenda Hufca ZHP Garwolin

[al2fb_like_button]

Tagi: ,

Komentowanie zamknięte.

Jakość powietrza

Kalendarz

sierpień 2014
P W Ś C P S N
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031

Archiwum artykułów